-
Rekolekcje to nie dla mnie. Naprawdę. Nie każdy lubi siedzieć
sztywno w ławce przez kilka godzin, parę dni z rzędu. I do tego
jeszcze te nauki, kazania… ileż można tego słuchać? Banały
płynące z ambony już zupełnie mnie nie ruszają. Chciałbym
raczej tego doświadczyć, a nie tylko ciągle o tym słuchać. A
może jeszcze kościelne pieśni w wykonaniu poczciwych niewiast?
Nie, to na pewno nie dla mnie. Męczę się jak… bardzo się męczę.
Ale najgorsze jest chyba to, że zawsze jest tak samo i w efekcie…
nudno. Zamiast rekolekcji wolę po prostu pobyć sam. A najlepiej to
gdzieś w odosobnieniu, pomedytować, pozastanawiać się trochę nad
sensem życia, doświadczyć samotności i siebie samego. Przecież
każdy chciałby spotkać się z Nim, usłyszeć Jego głos. Tak
myślę. Czy w takim razie coś jest ze mną źle? Jestem
niewierzący? Może coś robię nie tak, jak powinienem? Hmm? … No
weź coś powiedz!
-
Moim zdaniem to jasne. Po prostu nigdy nie byłeś na TAKICH
rekolekcjach. Rekolekcje z Radośnie Zakręconymi. Słyszałeś
kiedyś o tym? W zeszłym roku pojechali na rowerach do Włoch, do
Isola. W tym jadą znowu, tym razem do San Giovanni Rotondo. To są
rekolekcje dla twardzieli: konkret, wysiłek, odległości, piękno
przyrody, zgrana drużyna, nasz ksiądz… Pojedź, zobacz, doświadcz
tego. W takim oddaleniu od codzienności wszystko widać wyraźniej,
również własne wnętrze. I wszystko słychać głośniej, również
głos Boga. Poza tym, czy myślałeś kiedyś o tym, że rower może
się przydać na rekolekcjach nawet bardziej niż różaniec?
-
Hmm. To mi się podoba…