poniedziałek, 3 lutego 2014

Zasłyszane na ulicy...

- Rekolekcje to nie dla mnie. Naprawdę. Nie każdy lubi siedzieć sztywno w ławce przez kilka godzin, parę dni z rzędu. I do tego jeszcze te nauki, kazania… ileż można tego słuchać? Banały płynące z ambony już zupełnie mnie nie ruszają. Chciałbym raczej tego doświadczyć, a nie tylko ciągle o tym słuchać. A może jeszcze kościelne pieśni w wykonaniu poczciwych niewiast? Nie, to na pewno nie dla mnie. Męczę się jak… bardzo się męczę. Ale najgorsze jest chyba to, że zawsze jest tak samo i w efekcie… nudno. Zamiast rekolekcji wolę po prostu pobyć sam. A najlepiej to gdzieś w odosobnieniu, pomedytować, pozastanawiać się trochę nad sensem życia, doświadczyć samotności i siebie samego. Przecież każdy chciałby spotkać się z Nim, usłyszeć Jego głos. Tak myślę. Czy w takim razie coś jest ze mną źle? Jestem niewierzący? Może coś robię nie tak, jak powinienem? Hmm? … No weź coś powiedz!

- Moim zdaniem to jasne. Po prostu nigdy nie byłeś na TAKICH rekolekcjach. Rekolekcje z Radośnie Zakręconymi. Słyszałeś kiedyś o tym? W zeszłym roku pojechali na rowerach do Włoch, do Isola. W tym jadą znowu, tym razem do San Giovanni Rotondo. To są rekolekcje dla twardzieli: konkret, wysiłek, odległości, piękno przyrody, zgrana drużyna, nasz ksiądz… Pojedź, zobacz, doświadcz tego. W takim oddaleniu od codzienności wszystko widać wyraźniej, również własne wnętrze. I wszystko słychać głośniej, również głos Boga. Poza tym, czy myślałeś kiedyś o tym, że rower może się przydać na rekolekcjach nawet bardziej niż różaniec?

- Hmm. To mi się podoba…