niedziela, 20 lipca 2014

Ojcze Pio, nadjeżdżamy!

Kolejny camping – brak internetu. Przygoda na trasie (opiszę ją za chwilę) – brak możliwości napisania… i tak na przemian. Ale, jak to bywa, po kolei... Kiedy piszę te słowa jest godzina 17:06. Jesteśmy na campingu w miejscowości Ortona. W zasadzie grupa pielgrzymów jest jeszcze w trasie, jakieś 40 minut od nas, czyli pewnie ok. 12-15 km… Nasz obóz już powoli kończy się rozkładać – Rafał z Jarkiem rozładowali busa, Dorota kręci się przy garnkach – powstaje zupa pomidorowa. Dorota, z przydomkiem „miss foto”, doradza Dorocie, z przydomkiem „Pani Michałowa” co to jeszcze należałoby do tej zupy wrzucić… Jest dość spokojna, żeby nie napisać sielska atmosfera. Za 9 minut zaczną powstawać kanapki dla pielgrzymów, którzy mają pojawić się już za chwilę, tak aby mogli zaspokoić pierwszy głód. Ot, taki spokojny, pielgrzymkowy wieczór. Aha, żeby nie zapomnieć, to bardzo ważne! Camping jest nad samym Adriatykiem, dość wysoko, stromo, trzeba ostro zejść, aby dostać się na plażę, ale z pewnością tam dotrzemy J Morska woda chyba zastąpi dziś wiele prysznicy, ponieważ nie ma ich zbyt dużo…

            Dobrze, to taki background (z angielska). To co istotniejsze przedstawia się tak: chyba mogę napisać, że jesteśmy już troszkę zmęczeni. W licznych rozmowach pojawiają się jeszcze dość nieliczne, ale już dające się usłyszeć, wątki o powrocie do domu. Z drugiej strony to chyba normalne… wszak wczoraj, w sobotę, minęło już 2 tygodnie odkąd wyruszyliśmy… Aby niejako wyjść naprzeciw temu, nazwijmy to, rozluźnieniu, od kilku dni, nawet pomimo wielkiego niekiedy zmęczenia, spotykamy się wieczorami na różańcu. Poza tym, że oczywiście modlimy się w drodze, ale chcieliśmy, aby właśnie takie wspólne zakończenie dnia pomagało zasypiać z Bogiem jak również w utrzymaniu pewnej dyscypliny. Ona też jest bardzo ważna…      
             Ostatni dzień, dzień odpoczynku, spędziliśmy w pięknym miejscu. Było to sanktuarium w Loreto, w którym znajdują się relikwie z domu świętej Rodziny z Nazaretu oraz figura Matki Bożej Loretańskiej. Mogliśmy zwiedzić sanktuarium, podziwiać jego piękno, pomodlić się - mieliśmy oczywiście Mszę Świętą. To wielka radość modlić się w tak pięknym i ważnym miejscu. Poza tym, jak na dzień odpoczynku przystało, nie zabrakło i kaweczki, i obiadku i lodzików :-) wiadomo, dzień odpoczynku na pielgrzymce wolny jest od typowych pielgrzymkowych umartwień ;-)
              Z Loreto wyjechaliśmy do Isola del Gran Sasso, czyli zeszłorocznego celu naszego pielgrzymowania. Przyjemnie było oglądać te piękne widoki, znane z poprzedniej pielgrzymki oraz jechać znaną już drogą... w takiej sytuacji jedzie się szybciej, potwierdzi te słowa każdy kierowca :-) Nasza pielęgniarka i przyjaciółka i, bez mała, główna pielgrzymka (czy to jest żeńki odpowiednik słowa "pielgrzym"?) Alina tak dobrze i luzacko czuła się na znanej już trasie, że dla rozrywki postanowiła wykonać na drodze kilka akrobacji... Pomógł jej w tym pewien Włoch, przechodzień, który ni stąd ni z owąd wyskoczył na drodze w miejscu, w którym nijak pasów nie było widać. Szkoda, wielka szkoda. Musieliśmy pojechać do szpitala żeby zszyli Alinie rozcięcie i choć najedliśmy się trochę strachu, to jednak niezmiennie jesteśmy radośni dlatego, że na prawdę cieszymy się, że nie stało się nikomu nic poważnego. A zatem, polecamy w tym czasie zwłaszcza Alinę waszym modlitwom! Dzięki! Aha, ale na prawdę, aby nikt z Was się nie martwił drodzy czytelnicy! Forma Ali jest tak fenomenalna, że już dzisiaj z pełną mocą i zaangażowaniem udzielała Jarkowi i licznie zgromadzonej młodzieży lekcji życia pt. "pierzemy brudy w misce". Może tylko dodam, że Jarek był mocno zafascynowany tym, jak wiele czynników wpływa na udane pranie: "kolorowe osobno", "to jest bawełna", "trzeba wypłukać" - niesamowite, nikt nigdy mi o tym nie mówił ;-) Nie muszę chyba dodawać, że w dniu dzisiejszym musieliśmy powstrzymywać Alinę siłą przed zajęciem miejsca na rowerze - ta kobieta nie wie co to odpoczynek ;-) Ta sytuacja jest tą wspomnianą na początku, która nie pozwoliła wcześniej opisać naszych wyczynów na blogu. Spędziliśmy tak dużo czasu w szpitalu, że już nie byliśmy w stanie tego dnia nic stworzyć na blogu :-)
           Idziemy już spać, dziś za nami spokojny dzień. Powoli zbliżamy się do końca rowerowania. Zmęczenie rośnie więc zmniejszamy dzienną dawkę kilometrów. Dziś przejechaliśmy około stu, a jutro planujemy około 80. Stąd może nawet uda się pospać trochę dłużej - czyli do ósmej :-) 


              


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz