poniedziałek, 12 sierpnia 2013

2 w 1

Relacja z czwartego i piątego dnia mieści się w jednym poście ze względu na niedostatek internetu występujący na czeskiej ziemi. I chociaż netu nie ma tu za dużo, to jednak Pan Bóg pobłogosławił Czechom i hojnie obdarzył ten kraj pagórkami i ścieżkami rowerowymi J. Czwarty dzień naszego pielgrzymowania upłynął pod znakiem widniejącym tu zboku, który jest swoistą wizytówką tego dnia. Z górki zjeżdżało się tylko po to, żeby za chwilę podjeżdżać pod jeszcze większą. Zgodnie stwierdziliśmy ze Zbyszkiem, że gdyby ktoś pokazał nam taką trasę przed pielgrzymką to z pewnością powiedzielibyśmy, że nie damy rady tego przejechać, ale o dziwo, udało się. Tego dnia odnieśliśmy prawdziwy sukces. Równie ciekawym bonusem jest to, że super profesjonalny sprzęt do mierzenia odległości używany przed pielgrzymką przez o. Daniela (czyli Google Maps J) okazał się troszeczkę rozmijać z rzeczywistością i każdego dnia przejeżdżamy ok. 20 kilometrów więcej. W sobotę więc pobiliśmy kilka rekordów. Po pierwsze przejechaliśmy 157.7 km – nigdy w życiu tyle nie jechałem rowerem. Dwa: ponad 8 godzin spędzonych w siodle. Trzy: pobity został również rekord prędkości podczas jazdy z górki: 69 km/h. Dodatkowo udało nam się jeszcze kilka razy zgubić na początku dnia, co również jest ciut męczące i rozbijające. Mogłoby się wydawać, że dodatkowy postój jest raczej mile widziany, ale dynamika jazdy na rowerku wygląda tak, że jak się jedzie to się jedzie, ale jak się stanie to nie ma pewności, że się ruszy J. Natężenie zmęczenia i rezygnacji było tego dnia tak wysokie, że kiedy w końcu przekroczyło punkt krytyczny natychmiast wystąpiła u wszystkich głupawka i nagła eksplozja sił do jazdy. Końcówka tego dnia była bardzo radosna. Wszyscy jedną grupą wjechaliśmy do miasta jadąc ściśle jeden za drugim, śmiejąc się i żartując a więc satysfakcja i radość z przejechania tak długiego odcinka była zrównoważeniem trudu tego dnia. Ponadto, trzeba przyznać, że jazda w Czechach jest bardzo przyjemna. Drogi są dużo lepsze od polskich, nie ma tylu łat i dziur. Nawet wiejskie dróżki są szerokie i równe. Wielu kierowców to rowerzyści, widać to po bagażnikach rowerowych przypiętych do samochodów, a więc traktują nas z większą niżeśmy się przyzwyczaili życzliwością. I tak, piąty dzień pielgrzymki był, w porównaniu do horroru dnia poprzedniego, lekką i przyjemną bajeczką. Równy teren, asfaltowe ścieżki wzdłuż rzek itp. Itd. – także sama przyjemność. Obecnie jesteśmy na kempingu za miejscowością Breslav i dzisiejszy dzień przeznaczamy na odpoczynek. W planach jest oczywiście Msza, opierunek i odrobina rekreakcji J. Jutro wjeżdżamy do Austrii, więc może uda mi się namówić nasz suport na kupno jakiejś dobrej białej czekoladki czy innego tobblerone, tak aby zaakcentować nasz pobyt na austriackiej ziemi J. Pozdrawiamy wszystkich pielgrzymów duchowych i czytelników bloga.
Ps. Muszę jeszcze dodać jedną myśl od tych, którzy szczególnie ciężko przeżyli czwarty dzień. Bardzo dziękujemy za wszystkie modlitwy tego dnia, gdyż mamy poczucie, że tylko dzięki nim udało nam się przeżyć J. Szczęść Boże!  






















7 komentarzy:

  1. Zachęcam do skosztowania tortu Sachera (Sachertorte) - czekoladowy smakołyk przekładany marmoladą morelową i oblewany polewą czekoladową. Po dziś dzień określany jest przez wielu mianem "króla deserów".
    Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele osób zastanawia się co najbardziej boli was? :)

    Apfelstrudel też trzeba spróbować link: http://www.kuechengoetter.de/rezepte/Mehlspeisen/Ausgezogener-Apfelstrudel-18699.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze proszę o wyjaśnienie brody Zbyszka? Kara? Zakład? Czy...?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochani wyglądacie świetnie.Codziennie śledzę Waszą trasę i z utęsknieniem czekam na następne relacje oraz na zdjęcia. Pamiętam o Was w modlitwie. W sobotę byłam na Mszy Św. i pod ławką znalazłam rękawiczki, prawdopodobnie należą do Andrzeja.Oddam osobiście jak wrócicie. Pozdrawiam Was serdecznie. Kinga Rodak

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również Wam kibicuję od samego początku i dokładam swoje 2 grosze w modlitwie :) Marcin Marczuk

    OdpowiedzUsuń
  6. Te dwa dni bez relacji, dały chyba wielu osobom impuls do większej modlitwy za was! :) Rodziny zapewne wiedziały o wszystkim, ale ja osobiście nie znam żadnego z rowerowych pątników;) Mogę zdać się tylko na relacje w necie. Zatem modliłam się bardziej, aby każdy z was dał rade na tych górskich odcinkach. I wiem dokładnie o czym piszecie, bo także przeżyłam te chwile, kiedy okazało się, że pojechaliśmy nie tą drogą... i trzeba było nadrabiać 20 km ;)
    Przed Wami Alpy, ale ufam, że dacie radę.
    My wspieramy modlitwą i dziękujemy, że niesiecie nasze intencje.
    Życzę więcej zjazdów;)
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe relacje ,napisane z wielka swobodą i poczuciem humoru,nie widać zmęczenia.Jeśli tak się trzymacie wszyscy to gratuluję i życzę tak dalej.Z niecierpliwością czekam na kolejne relacje.Pozdrawiam serdecznie całą ekipę.
    Ewa B.

    OdpowiedzUsuń