czwartek, 15 sierpnia 2013

yeees!

Oto trzeci dzień jazdy przez Austrię minął. Chwilę temu zmówiliśmy tajemnicę różańca w intencji naszych duchowych pielgrzymów a teraz o. Daniel, Andrzej, Mikołaj i miejscowy Proboszcz grają w piłkarzyki, ja zaś siedzę spokojnie i piszę relację z dzisiejszego dnia (w tym momencie ciszę przerywa krzyk Andrzeja: „yeeees!!!”, który jak się domyślam strzelił gola). Fajnie, że nastroje dopisują.
Mszę św. dzisiejszej uroczystości mieliśmy rano, jeszcze w Mariazell. Łączymy się duchowo z Polską, gdzie nabożeństwo i pamięć Maryi jest cały czas wyjątkowo silna. Modliliśmy się pamiętając o wszystkich pielgrzymach, którzy w tych dniach wędrowali w pielgrzymkach. Również nasi bliscy byli w tym gronie. Wielu moich przyjaciół chodzi w pielgrzymkach, a także mama Karola pielgrzymowała na Jasną Górę, stąd było nam jakoś tak „blisko” do polskich pielgrzymów. Przeżyliśmy dziś również pewien eksperyment duchowy. Otóż każdy z nas wybrał sobie inną osobę spośród naszej skromnej grupy, za którą dzisiaj ofiarowywał w sposób szczególny swoje trudy. Samo to, że mogłem w ten sposób myśleć o jednym z nas dało mi bardzo dużo duchowej radości i materiału do przemyśleń… Oby tak dalej.
Co zaś się tyczy samej dzisiejszej jazdy, to nie różniła się ona znacznie od wczorajszej. Kilka „śmiercionośnych” podjazdów, kilka super szybkich zjazdów i dość solidna dawka kilometrów. Ledwie wyjechaliśmy z Mariazell, a już mieliśmy przyjemny zjazd z górki z prędkością ponad 60 km/h, ale już za chwilkę wspinaliśmy się po wzniesieniu o nachyleniu 12% ze średnią prędkością 8 km/h. Ogólnie średnia szybkość w ciągu dnia wyniosła ok. 22 km/h, więc jest naprawdę dobrze. Po tym wspomnianym przed chwilką podjeździe nastąpiła najprzyjemniejsza chwila dnia… przez ponad 20 km praktycznie nie musieliśmy pedałować, non-stop zjazd, nieraz bardzo gwałtowny tak, że wyszaleliśmy się za wszystkie czasy. Ale to nie koniec. Prezentów tego dnia było więcej. Jak zobaczycie na jednym ze zdjęć, o. Daniel dał zgodę na sen podczas postojów, zjedliśmy lody w McDonaldzie (oczywiście McDrive) a także, ponieważ jesteśmy już coraz bardziej zmęczeni, Oliwia zaczęła karmić nas na postojach. Jednak największy prezent tego dnia czekał na nas na noclegu, a nie spodziewał się tego nikt. Miejscowy Proboszcz i dwie miłe parafianki przygotowali dla nas na kolację pizzę, sałatkę, duuuuużo zimnego picia, a nawet ciasteczko na deser. I jak tu nie lubić pielgrzymek?
Jutro czeka nas ostatni pełny dzień pielgrzymowania przez Austrię i nie ukrywam, że myśl o tym wywołuje w nas raczej pozytywne odczucia. Pojutrze zaś wjeżdżamy do Włoch, gdzie również czeka nas jeden dzień odpoczynku. Wszyscy już z niecierpliwością wyglądamy tego dnia i stąd również płynie motywacja do przejechania jutrzejszej trasy: „jeszcze tylko jutro, pojutrze i odpoczynek” – myślą sobie pielgrzymi. I niech tak będzie.
Serdeczne pozdrowienia dla Was wszystkich z Fonsdorf. Do jutra!
Ps. 1. (Ogłoszenie prywatne: Mamo, w Austrii w Alpach naprawdę są ścieżki rowerowe. Są one nawet lepszej jakości niż drogi – widzisz, nie kłamałem)
Ps. 2. Coraz więcej osób zastanawia się czy jest to blog pielgrzymkowy czy kulinarny, i słusznie, sam jeszcze do końca nie zdecydowałem. Przecież w trakcie takich wysiłków trzeba dużo jeść…









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz