środa, 11 lipca 2018

Plucha i wiatr

Nie ważne jak się zaczyna ale ważne jak się kończy.

Początek dnia był bardzo trudny. Zgodnie z tradycją pobudka o 5.00 rano. Tylko jak wstać tak wcześnie gdy:
1. Za oknem pada deszcz
2. Jest zimno
3. Te łóżka/ materace są takie wygodne

Część osób zamiast usłyszeć powtórny dzwonek budzika usłyszała głośne pukanie do drzwi i: "wstawać, szybko zaraz ruszamy:)"

Po 21 km dojechaliśmy do Kołobrzegu. Tu dwoje uczestników tak się zagadało, że źle pojechali. Na szczęście doświadczenie i opanowanie pilotów (tzn. Googlemaps) doprowadziło ich do grupy. Potem już było coraz lepiej, jechali oddzielnie :)

Po 1 godz. przestało padać. Teraz świeci słońce. Czekam bo Michałowa robi zakupy. Już się boję, bo dziewczyny wzięły 2 wózki. Uwaga koniec, jak sie okazało najpierw trzeba było wynieść kilka pudełek a potem resztę. Dużo tego ale i rodzina duża. W trakcie pakowania dojeżdżbli do nas rowerzyści. Jechali naprawdę szybko.




Za około 1h logistyczni byli już na miejscu. Nawet się przejaśniło. Wypakowaliśmy wszystko. Basia przystąpiło od razu do kuchni, jak się okazało niepotrzebnie, gdyż ksiądz proboszcz przygotował dla całej grupy żurek. Był naprawdę dobry:)

O godz. 19.15 odprawiliśmy mszę św., w której kazanie wygłosił ks. Paweł. Po czym wrociliśmy do domu na mecz. Osobiście cieszę się z wyniku:) dobrze że się skończył bo zapachy z kuchni były bardzo kuszące.

I tak upłynął kolejny dzień naszego pielgrzymowania. Jutro/ dziś mamy kolejny dzień odpoczynku. Śniadanie o 9.00.

Boże błogosław Polsce i Polakom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz